Błękitny Marzyciel kontra Smutas Pospolity czyli typy przechodniów na ulicy

Znacie takie dni, kiedy idziecie w dobrym humorze po ulicy, a ludzie patrzą na Was, jak na wariatów? Ja znam. Często zdarza mi się spacerować, myśląc o czymś przyjemnym albo zabawnym, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Albo też, idąc długą monotonną ulicą, wyobrażam sobie różne dziwne rzeczy - Księcia na białym koniu, na przykład. Albo łąkę pełną kwiatów na miejscu szarych bloków z wielkiej płyty. Często się wtedy uśmiecham, a mój wzrok na kilometr zdradza, że obracam się w tej chwili w zupełnie innej galaktyce. Jestem tym właśnie typem - MARZYCIELEM BŁĘKITNYM. Nie, żeby miało to coś wspólnego z płetwalem błękitnym (chociaż w trakcie moich wahań wagi tak właśnie się czuję).

Marzyciel Błękitny nie postrzega miasta jako zbiegowiska ludzi i skupiska różnego typu budynków. On widzi raczej przestrzeń na myślenie, wizualizowanie sobie czegoś, co nie istnieje. Niekoniecznie musi nienawidzić tego, co postrzega jego wzrok. Po prostu, przemierzając ulice, ma czas, aby przenieść się w miejsca, których nie może dosięgnąć, gdy wpada w wir pracy.

Marzyciel bo marzy, a Błękitny, bo jedyna część rzeczywistości jaka istnieje dla niego podczas samotnych marzycielskich podróży ulicami, to błękit nieba. To on jest tłem każdego wyobrażenia. Daje spokój, jednocześnie będąc pomostem między marzeniami a światem.

Czasem Marzyciel Błękitny staje się Błękitnym Optymistą. Przestaje marzyć, a zaczyna tryskać radością. Próbuje obdarzyć nią ludzi, których spotyka na drodze. Bez specjalnego powodu, po prostu. Bo fajnie jest być wesołym i uśmiechać się do ludzi. Nie musi być przesadnie szczęśliwy, może mieć nawet całkiem nieudane życie. Ale na ulicy pozostaje uśmiechnięty, a przynajmniej bardzo się stara.

Marzyciel Błękitny uważany jest za wariata przez ludzi, dla których przemierzanie ulic to tylko dalsza część rzeczywistości. Choć i wśród tych znajdą się tacy, którzy, mając bardzo poukładany i barwny własny kawałek tejże rzeczywistości, będą podążali ulicami wyraźnie szczęśliwi i zrelaksowani. Pozostali, skupiający się nad tym, co na ich barkach, na tym, co złego może jeszcze się stać w ciągu reszty zapracowanego dnia, to tak zwane SMUTASY POSPOLITE. Pospolite nie dlatego, że kiepskie i beznadziejne. Broń Boże! Pospolite dlatego, że o wiele łatwiej ich spotkać, niż Marzycieli. To właśnie Ci, którzy z grobowymi minami snują się po naszych miastach. To Ci, po spojrzeniu na których człowiek z automatu również staje się smutasem. Ekstremalne przypadki nie uśmiechną się nawet półgębkiem do mijającego ich radosnego człowieka, a wręcz potrafią sprawić, że ów uśmiechnięty natychmiast przestanie się śmiać, dochodząc do wniosku, że uśmiechanie się na ulicy nie tylko nie jest odwzajemniane, ale wręcz źle odbierane. Sama byłam świadkiem, kiedy uśmiechanie się do współprzechodzącego było postrzegane jako wyraz pogardy i nieżyczliwości. Halo, tu Ziemia! Jest zupełnie odwrotnie!

A co jest najdziwniejsze w Smutasie Pospolitym? Że w większości przypadków nie ma powodu, by akurat wtedy się smucić! Pomijam oczywiście osoby smutne z konkretnego powodu, czasem bardzo drastycznego i trudnego. Większość mijających nas na ulicy Smutasów, to ludzie nie posiadający poważnych i palących problemów. Są po prostu smutni i już! Widać to w ich oczach. Bycie smutnym gwarantuje niewidzialność na ulicy. Uśmiech powoduje, że być może ktoś uśmiechnie się do Ciebie - TRAGEDIA! Być może ludzie będą na Ciebie patrzeć - NIE DO POMYŚLENIA! Być może nawet kogoś spotkasz - BOŻE, STRASZNE!

Bycie Smutasem na ulicy jest zaraźliwe. Szkoda, że marzycielstwo nie...



Komentarze

Popularne posty